niedziela, 5 kwietnia 2009

Hel (06.02.2009)















Po trudach związanych z zaliczeniami semestralnymi zasadniczym pytaniem jakie sobie zdałem nie było czy, lecz gdzie jadę ;) Pierwsza myśl była taka, że w lutym ludzie jeżdżą w góry na narty, uznałem, że muszę zrobić coś zupełnie odmiennego ;) Już wiedziałem co chcę zrobić-dokąd pojechać, na internecie sprawdziłem tylko prognozy pogody na najbliższych kilka dni, rozkład jazdy pociągów oraz poszukałem noclegu. (Już jako dziecko niejednokrotnie próbowałem sobie wyobrazić jak to jest jechać pociągiem i jednocześnie z obydwóch stron widzieć morze...)
Następnego dnia wieczorem rozłożyłem się najwygodniej jak tylko mogłem w przedziale, pociąg ruszył... ;)
( Pominę kwestię dotarcia do Gdańska, znalezienia hostelu i tego jak cały dzień śmigaliśmy po nim- Gdańsku, nie hostelu wraz z Irminką.)
Dzień nr.2 - yeah - najbardziej wyczekiwany dzień, na który zaplanowałem wypad na Hel - w końcu zobaczę jak to jest - nie będę musiał sobie tego więcej wyobrażać ;D
Po dotarciu na miejsce: pierwsza mysl - gdzie się wszyscy podziali?! Wprawdzie "miasto" nie było wymarłe niczym w Silen Hill (nie było mgły ;) gdzieniegdzie ludzkie sylwetki potęgowały swoją obecnością klimat pustki i spokoju. Nie było turystów - o których wczesniejszej obecności dawały znać śmieci znajdujące się na plaży, jakby to powiedział największy polski nihilista Krzysztof Kononowicz "żeby nie było niczego" ;).
Na plaży naprawdę bardzo mocno wiało, nawet mewy gdzieś pouciekały przed tym wiatrzyskiem. To mi się naprawdę spodobało - z daleka od ludzi i zgiełku - tylko szum morza i świst wiatru :] poczułem się lepiej, znacznie lepiej, że mogę tam byc razem z Irminą - ten spokój i mnie się udzielił - niestety czas zleciał bardzo szybko, jeszcze szybciej zrobiło sie ciemno - poszlismy cos zjeść, a następnie udaliśmy sie na dworzec kolejowy, na ostatni pociąg powrotny do Gdyni, a z tamtąd do Gdańska i spać. (Był jeszcze trzeci dzień, ale nie mam zamiaru nikogo zanudzać ;D )
POLECAM KAŻDEMU HEL POZA SEZONEM.